niedziela, 31 stycznia 2010

Śpiewamy

Ogłuszający doping - coś co zawsze wyróżniało kibiców piłki nożnej i coś co zawsze najbardziej mnie kręciło.  Nie wspaniałe kolorowe oprawy czy awantury a właśnie głośny, równy śpiew kibiców powodował we mnie największy dreszczyk emocji.

środa, 27 stycznia 2010

Muzycznie

Dziś odrobina muzyki by się odstresować.

niedziela, 24 stycznia 2010

Say NO!!! modern football


Tytuł to coraz bardziej powszechne zdanie w zachodnich ligach. Żądza pieniądza dawno już ogarnęła świat. Długo omijała futbol ale teraz i na to przyszedł czas.

środa, 20 stycznia 2010

Czas stop!

Ahh gdyby tak dało się zatrzymać czas, albo jeszcze lepiej go cofnąć. Świat pędzi do przodu i niestety nasz światek też. Niegdyś hermetyczne i konserwatywne środowisko kibiców coraz bardziej stara się wprowadzić nowy styl. Styl XXI wieku. Nie mówię tu o kibicach w Europie bo oni już dawno przeszli transformacje. To w Polsce zmiany gonią zmiany. Jedni pewnie powiedzą że to dobrze. Powiedzą tak w większości albo Ci którzy nie pamiętają końca XX wieku albo poprostu są nastawieni bardziej piknikowo. Pamiętam te czasy gdy może i trybuny były mniej wypełnione i gdy nie było tak kolorowo ja teraz. Wtedy każdy ubrany w szalik zdzierał mocno gardło przez 90 minut meczu, a gdy trzeba było to walczył razem ze swoimi kolegami za barwy, za klub. Dziś są do tego wyspecjalizowane grupy. I to bardziej do dzisiejszych czasów bardziej pasuje lansowane przez media hasło: ich nie interesuje piłka nożna, oni chcą się tylko bić. Wtedy było widać jedność. Nie było podziałów na ultrasów ( nazwa wogóle w Polsce nie mająca wiele wspólnego z oryginałem ), chuliganów, fan-cluby czy pikników. Każdy był tak samo ważny. Dziś jedni robią oprawę inni się biją a jeszcze inni śpiewają w młynie. Piękne czasy to były gdy na sektorze setki osób ubrane we flyersy odwrócone na lewa stronę śpiewały czy też walczyły. Było w tym wszystkim więcej spontanu a mniej wyrachowania. Teraz często ekipy nie biorą na wyjazd flagi kalkulując kogo mogą spotkać po drodze. Nie ma spontanicznych bójek na stadionie czy w drodze ( te czasem się zdarzają jeszcze ). Teraz mamy ustawki po lasach, a wyjazd na mecz to poprostu wejść do autokaru pod swoim stadionem i wyjść prawie że na sektorze gości we wrogim mieście. Nie zrozumie tego ten kto nie miał okazji pojechać na wyjazd w nocy poprzedzającej mecz, w deszczu czy mrozie. Nie zrozumie tego ten któremu nie pomógł kiedyś ktoś z ekipy wielkich wrogów po zadymach z policją. Niestety ale coraz więcej na stadionach wszelkiej maści konfidentów, coraz mniej honoru. Teraz to potrzeba zjazdów by ustalać że bijemy się na gołe łapy. Kiedyś to było oczywiste. Pamiętam lata 90. gdy każdy w młynie był wzorowym patriotą. Nacjonalistą. Dziś łatwiej w niektórych młynach znaleźć pedała w różowej koszulce z włoskami na żelu niż prawdziwego Polaka. Wyjazdy na mecze kiedyś urozmaicaliśmy sobie piwkiem czasem wódeczką. Dziś młodzi wolą jarać jointy. Tak tak wolą zgniliznę zachodu którą tam przywieźli uciekinierzy z Jamajki. Do tego kibice coraz bardziej dają sobą manipulować. Czy to poprzez media czy poprzez zakazy które wymyśla nam co i rusz PZPN czy lewaki z Nigdy Więcej. Kiedyś gdyby ktoś nam zabronił wywiesić flage z jakimś symbolem czy tekstem to albo byłaby konkretna awantura albo kibice zrobili by mega akcje odwetową. Wtedy nie dawaliśmy sobą pomiatać a dziś każdy patrzy tylko żeby ktoś inny coś zrobił.
Jak to pięknie mieć wspomnienia, żyć nimi i marzyć że to kiedyś wróci choć na chwilę...

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Haiti

A dziś mała odmiana od piłki nożnej i trybun. Bo przecież nie tylko tym człowiek żyje. Kilka dni temu trzęsienie ziemi nawiedziło Haiti. Maleńki, biedny kraj w Ameryce Środkowej. Od razu cały świat sobie przypomniał o tym kraiku. Przypomniała sobie i Polska. Na szybko organizowano pomoc, jak to zwykle bywa żywność, pieniądze i służby ratownicze zostały naprędce wysłane w ten region. Tylko rodzi się moje pytanie. Pomagamy jakimś tam krajom, ale dlaczego nie pomagamy sami sobie. Widać nasi wielcy politycy wolą włazić w dupę opinii publicznej na świecie. Widać łatwiej im pomagać obcym ludziom niż biednym dzieciakom których na ulicach naszych miast pełno. Prezydent razem z całym tym politycznym szajsem przypomina sobie o nas tylko przed wyborami. Wtedy są wielkie obietnice pomocy rodakom. Szybko się o tym zapomina i zamiast nakarmić dzieciaki z blokowisk wolą słać pomoc w inne części świata. Nie robią tego z własnej kieszeni. Wydają na to podatki które trzeba im oddawać w horrendalnych kwotach. Za kilka miesięcy przed wyborami znów sobie przypomną o nas i będą obiecywać...
Zawsze byłem nastawiony dość prawicowo i wszelkiej maści lewaki mnie wkurwiały. Ale jest taki jeden w tym kraju od którego politycy powinni się uczyć. Oczywiście to Jurek O. On nie pomaga tym o których nie dba własny kraj. Dzięki temu on może liczyć nawet na poparcie zatwardziałych przeciwników. A na kogo mogą liczyć nasi politycy? Chyba tylko na takich samych dupowłazów jak oni sami.

niedziela, 17 stycznia 2010

Nieliczni ale fanatyczni.


Dziś troszkę o mniejszych ekipkach. Zawsze szanowałem tych którzy są ze swym klubem na dobre i na złe. Tych którzy jeżdża za swoimi w piątej czy szóstej lidze. Mało jest takich ekip które przetrwały wieloletnie upokorzenia w niskich ligach. Większość chce oglądać zwycięstwa swych drużyn, pełne trybuny i wspaniałe oprawy. Jednak są tacy którzy wybrali inną drogę. Dla nich hasło "Support your local football team" nie jest pustym sloganem. Kibicowanie swoim, często osiedlowym klubikom to dla nich coś najważniejszego. Za przykład mogą posłużyć kibice Szombierek Bytom. Klub który niegdyś odnosił wielkie sukcesy dziś pałęta się w amatorskich ligach na śląsku. Ale wierna grupa kibiców pozostała po dziś dzień. Nie jest ich dużo, ale to właśnie Ci najbardziej oddani. Mogli wybrać łatwą drogę i chodzić na Polonie. Dlaczego wybrali "Zielonych"? Bo to klub z ich dzielnicy, tworzą małą grupkę w której każdy wiele znaczy. Innym dobrym przykładem takiej grupy to kibice poznańskiej Warty. Mają pod nosem wielkiego Lecha, któremu kibicuje cała Wielkopolska. Ale na Warcie też spotkamy oddanych fanatyków. Tacy kibice są właśnie największymi fanatykami. Kochają swe kluby mimo tego że są małe, mimo tego że grają nisko. Jest jeszcze inny rodzaj kibiców dla których hasło z początku posta stało się bliskie. Kibice którzy wpierw byli i są do dziś fan clubowiczami wielkich w Polsce. Oni dopiero po czasie zauważyli swe lokalne drużyny. Ale dzięki temu przybyło nam w kraju parę skromnych ale fanatycznych ekipek. Przykładem mogą być kibice warszawskiej Legii z wielu FC. Warszawiacy dostrzegli swoje osiedlowe zespoły i dziś można usłyszeć doping na Hutniku Warszawa czy GKP Targówek.
Fanatyzm w takich małych ekipach często przewyższa ten z ekip wielkich. Bo czyż nie trzeba być fanatykiem by kibicować w A-klasie swojemu klubowi? W Polsce jeszcze nie jest to tak popularne. Wiele miast i miasteczek woli fan clubować wielkim w tym hobby. Wielkopolska mimo iż klubów ma pod dostatkiem wciąż prawie cała kibicuje Lechowi. Na opolszczyźnie każdy wybiera Odre. Trochę inaczej przedstawia się Podkarpacie które w kibicowaniu bardzo przypomina mi Wyspy Brytyjskie. Prawie każde miasto i miasteczko kibicuje swojej lokalnej drużynie. To właśnie jest piękne i na Podkarpaciu i na Wyspach. Na zdjęciu obok kibice Gloucester United drużyny z szóstej ligi angielskiej. Wiem pewnie sobie myślicie że śmieszna z nich ekipa. Uwierzcie że napewno bardzo fanatyczna a i wcale nie do końca pokojowo nastawiona. Bo nie liczy się ilość tylko jakość. Dość na dzisiaj i pamiętajcie nie liczy się gdzie gra wasz klub ani to ile ma pieniędzy czy kibiców. Ważne czy go kochacie, czy będziecie z nim na dobre i złe. Nieważne w której lidze, swego klubu się nie wstydzę.

piątek, 15 stycznia 2010

England, England cz.1


Dziś trochę o Wyspach Brytyjskich. Anglia. Kolebka chuligaństwa piłkarskiego, na której wzorowali się inni. To właśnie tu zrodził się ruch Hooligans. Lata 60 to okres wielu młodzieżowych subkultur na Wyspach. Rude Boys, skinheads, Rockers, Mods, Teddy Boysi. Można by tak wymieniać bez końca. Wkońcu opanowali stadiony i stali się wielką subkulturą HOOLIGANS. Może nie wszyscy się do tego włączyli. Na trybunach przeważali skinheads. Dlatego też na stadionach zapanował nacjonalizm. Szybko opanowali trybuny a także dworce i ulice że stali się postrachem dla zwykłych kibiców i policji. Szybko też zgrupowali się w nieformalne grupy. Najbardziej znane w tamtych czasach to słynne bojówki z Londynu. Chuligani West Ham ( Inter City Firm ), Chelsea ( Headhunters ) czy Millwall ( Bushwackers ) bardzo brutalni w swoich walkach wyrobili sobie uznaną markę na całym świecie. Byli brutalni a do tego zuchwali. West Hamowcy nazwe swojej FIRM wzieli od tego że na mecze jeździli pociągami InterCity. Headhunters każdej pobitej przez siebie osobie zostawiali wizytówkę z napisem "You have been Nominated and dealt with by the Chelsea Headhunters".

I tyle na dziś o Brytyjczykach. Napewno będzie ciąg dalszy...

środa, 13 stycznia 2010

Myślisz że jesteś kibicem?

Tytułowe pytanie jakże banalne, ale jak trudna jest na nie odpowiedź. Bo co to znaczy być tak naprawdę kibicem. Czy kibic to ktoś kto na żywo ogląda mecze? Napewno tak, ale czy to wystarcza. Bo czy kibicem można nazwać kogoś kto dziś idzie na mecz X a jak drużyna przegra to wybierze się na mecz Y? To raczej tylko zwykły oglądacz piłki nożnej. Owszem jest może jakiś tam maleńki odsetek kibiców-niechuliganów. Takich którzy zawsze idą na mecz swojej drużyny niezależnie jak i gdzie gra. Ale to jest jak podkreślam maleńki odsetek. Ktoś kiedyś powiedział że piłkarscy chuligani to nie są kibice. Jakże ta osoba się myliła... A któż jeśli nie właśnie chuligani swego klubu są z nim zawsze? To właśnie my podążamy za swym klubem często setki kilometrów od domu by go dopingować. By godnie reprezentować barwy jego i miasta. Przykłady takich klubów jak Lechia Gdańsk czy Zagłębie Sosnowiec to już wogóle legenda. W pierwszym przypadku działacze pogrążyli klub w długach, władze przejęli w nim Ci którzy tydzień w tydzień byli na meczu. Gdzie dziś jest Lechia nie trzeba chyba mówić. I to wszystko dzięki tym najbardziej kochającym klub. Tym których media nazywają chuliganami. Drugi przypadek czyli kibice Zagłębia. Oni co prawda steru w klubie nie przejęli ale za to dokonali czegoś chyba jeszcze większego. W czasie gdy ich klub przestał istnieć oni wciąż byli. Nie pozwolili ludziom zapomnieć co to Zagłębie Sosnowiec. Mimo iż nie mieli drużyny piłkarskiej w żadnej lidze to było o nich głośno. Może właśnie dzięki temu ktoś reaktywował ten klub. Często się zarzuca kibolom że niszczą swoje kluby. Ostatnia nagonka prowadzona na Legionistów w oczach mediów tak właśnie wygląda. A czy to oni zapraszali na swój stadion właścicieli ITI? Czy to oni sobie nakładają zakazy stadionowe za wstanie z krzesełka podczas gry? Nie to nie oni a właściciele Legii skutecznie niszczą klub wpierw pozbywając się najwierniejszych fanów a potem całej reszty oglądaczy. Bo nie tylko piłka przyciąga na mecze. Musi być na stadionie jeszcze to coś co powoduje że widowisko to nie tylko marny mecz dwóch drużyn. A więc odpowiedz sobie czytający kolego na pytanie: czy byłbyś w stanie się tak poświęcić by w każdą sobote być ze swym klubem który by grał w B-klasie, czy byłbyś w stanie kibicować swej drużynie i nie wyrzec się jej gdy nie grałaby ona nigdzie. Jesteś kibicem?

wtorek, 12 stycznia 2010

Kibicowska zima

Czy taka zima straszna? Brak meczy u siebie i wyjazdów. Ale to nie znaczy że kibice zimują. Wprost przeciwnie. Ci którzy mogą wspierają sekcje swojego klubu. I tak np. kibice Łódzkiego KSu pomagają swoim koszykarzom, Legioniści wspierają hokeistów. Dla tych którzy maja w swym klubie tylko piłkę to też nie jest czas stracony. Tworzenie opraw na wiosnę, wymyślanie nowych pieśni czy pamiątek. Kibicowanie to hobby nie lubiące stagnacji. Ale kibicowanie to nie tylko mecze, oprawy czy polowania na innych kiboli. To także wspólne wyjście na piwo z kolegami po szalu, to długie rozmowy o tym co słychać w naszych klubach czy światku kibiców. A więc nie taka zima straszna jak ją malują. Byle do wiosny i znów zakręci się ligowa karuzela.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

O szaliku słów kilka

Gdy ruch kibicowski w Polsce był jeszcze w głębokich powijakach kibice różnych drużyn byli w zasadzie nie do odróżnienia. W końcu pod koniec lat 70. powoli na stadionach zaczęły sie pojawiać pierwsze barwy. Wpierw były to flagi na kij, a po pewnym czasie szale. Te pierwsze szale, wyrabiane przez mamy/babcie były czymś czego młodzi kibice nie zrozumieją. Teraz to proste kupujesz szal i masz. Wtedy by mieć swój klubowy szalik trzeba było często poświęcić kilka swetrów by był w odpowiednich barwach. Trzeba też było jakoś go zrobić. Takie szale często były relikwiami dla tamtych kibiców. Relikwiami a więc i wspaniałym łupem dla ich wrogów. Niczym średniowieczni rycerze walczono o barwy na stadionach, dworcach i ulicach. Wraz z upływem lat i rozwojem technologi pojawiły się szaliki z napisami. Pierwsze te z lat 90. produkowała nieistniejąca już firma OK. Wtedy jeszcze nie było wielkiej rozpiętości wzorów i wszystkie różniły się praktycznie tylko barwami i nazwą klubu. Za to jedną cechę miały wspólną. Na każdym był nieśmiertelny buldog. W zasadzie nawet nie wiem skąd wtedy taka popularność tego psiaka. Dziś mnogość szalików w każdej ekipie. Możliwości są takie że nie ma w zasadzie wzoru którego nie da się zrobić. Ale widać też że niektórzy tęsknią jednak za tymi pierwszymi, za barwówkami. Dziś nadal szalik stanowi łup dla wrogów ale dziś chyba też mniej się szanuje swój szalik... Kiedyś strata szalika to była wielka tragedia dla właściciela, ale dziś młodzi kibice którzy na mecze chodzą od niedawna nie znają chyba prawdziwej wartości swych barw.

Fanatycy

Będzie to blog który wielu odstraszy tytułem. Bo pewnie fanatyzm kojarzy się wam z czymś złym. A w rzeczywistości można być fanatykiem, kochać to co się robi i dążyć do tego każdym możliwym sposobem, a jednocześnie być dobrym człowiekiem. Bo nieważne jak nas nazywaja. Nieważne czy mówią o nas dobrze czy źle. Liczy się tylko to co w SERCU