piątek, 31 grudnia 2010

Fanatykiem być.

Być fanatykiem. Co to tak naprawdę znaczy? Wedle naukowców to ślepa, bezkrytyczna wiara w poglądy przejawiająca się nietolerancją i pogwałceniem norm społecznych.

Ale to tylko zdanie naukowców którzy fanatykami nigdy nie byli. Bardzo nie lubię używania pojęcia fanatyzmu w złym świetle. Bardzo nie lubię też nadużywania tego określenia. Tak naprawdę niewielu jest fanatyków klubowych na trybunach stadionów. Czy ja nim jestem? Bardzo bym chciał ale nie do końca jestem pewny czy zasługuję na to określenie. Fanatyzm klubowy to wiara w barwy, podporządkowanie życia by tym barwom być wierny w każdej chwili. Bo któż inny jak nie fanatyk pojedzie ze drużyną w środku tygodnia setki kilometrów od domu by zobaczyć jak ta przegrywa lub wygrywa. Zawsze broniłem honoru swego klubu jak była taka potrzeba. Zawsze byłem mu wierny przez te lata, nieważne czy grał w V lidze czy zdobywał hokejowego mistrza. Dziesieć lat temu na wyjazdy jeździło nas kilkunastu lub kilkudziesięciu. Bo któż jak nie fanatyk miał ochotę jechać na wioske gdzie krowy pasą się na boisku oglądać mecz zamiast iść na piwo z kolegami.
Fanatycy to dla mnie Ci najbardziej elitarni kibole. Są z klubem na dobre i na złe. W każdej lidze, po każdej porażce. Kibic przyjdzie, poogląda, czasem nawet coś krzyknie, ale jak drużyna będzie grała w wieś lidze i dostawała bęcki od LZS Wichry Dolne to zapomni gdzie jest stadion a fanatyk zawsze tam będzie.
Bycie fanatykiem wcale nie oznacza nienawiści. To wyświechtany slogan ludzi bez kręgosłupa. Ale nie oznacza też tolerancji. Fanatyk jest oddany swoim przekonaniom, ale nigdy nie przekona się go by tolerował przekonania innych. I nie chodzi tu o to by być bandytą w stylu Taliba, a o to żeby nasza wiara była tą jedyną właściwą. Zdanie innych się nie liczy ważne jest tylko to co w nas samych. Co mnie obchodzi że jakaś baba z zakupami nazwie mnie bandytą bo idę w lato w szalu swojej kochanej drużyny na mecz. Mam gdzieś jej zdanie bo jej jedyna wiara w życiu to wiara w Ojca Tadeusza. Liczę się tylko ja i to co kocham.

wtorek, 21 grudnia 2010

Druga Anglia? Nam nie grozi.

Ileż to razy w mediach słyszymy że Anglicy sobie tak wspaniale poradzili z chuligaństwem stadionowym. Ile to razy po większej lub mniejszej zadymie u nas w kraju mówi się że hołota znów rozrabia i trzeba zmieniać prawo.
Wyspiarzy stawia się za wzór jako tych którzy poradzili sobie z kibolami. Gówno prawda a nie sobie poradzili. Fakt że stadiony wielki teamów wypełnione są raczej piknikowym towarzystwem ale wyspiarscy hoolies mają się dobrze, ba uczą się europejskiego stylu chuligaństwa. Firmy zeszły do podziemia i teraz to tam najwięcej się dzieje. W TV Angielskich chuliganów pokazuję się jako panów z brzuszkami rzucających piwem czy krzesłem pod pubem, a prawda jest zgoła odmienna. Wyspiarze coraz częściej specjalizują się w sztukach walki ulicznej, coraz więcej czasu spędzaja na siłowni. Przykładowo szkółke bokserką Hibernianu Edynburg prowadzi mistrz Wlk. Brytanii w boksie. Typowe kontynentalne klimaty. I nie jest też tak że tylko na ulicach są rozróby meczowe. Tak jest ich najwiecej to fakt ale na stadionie też angole potrafią przywalić. Nie tak dawne derby Birmingham pokazały że i na Wyspach można pobiegać po murawie, porzucać racami czy krzesełkami i to w zasadzie bez konsekwencji. Bo kto odważy się dać zakazy stadionowe ponad 50% swoich fanów? Stare angielskie chuligaństwo wraca znów na swe szanowane w Europie miejsce.
Ale nie tylko chuligańsko u Anglików dobrze. Również i organizacyjnie wiele się tam polepszyło. Wszelkie inicjatywy kibiców w myśl zasady: "Against Modern Football" są na coraz lepszej drodze do sukcesu. Kibice Man Utd wpierw bojkotowali barwy wracając do tych historycznych a potem założyli swój własny klub. Kibicom Wimbledonu sprzedano klubu. Ci jednak nie dość że założyli swój to jeszcze wywalczyli w sądzie prawa do wszystkich tytułów zdobytych przez Dons.
Więc nie ma tak źle z Angolami jak to media kreują a co jest w tym najpiekniejsze to to że dla Wyspiarzy najważniejsza jest piłka nożna. W Europie piłka często jest dodatkiem do chuliganienia czy interesów. Tam jest zupełnie odwrotnie.

sobota, 11 grudnia 2010

Rangersowo ciąg dalszy.

Poprzednio obiecałem powrócić do mojego kibicowania Rangersom. Pod tamtym postem ktoś napisał "Jak można być Polakiem i kibicować Rangersom", hehe zawsze byłem taki na przekór. Zresztą sam sobie odpowiedziałeś pisząc o faszyźmie i rasiźmie. Fakt że Celtycy komunę znają tylko z opowiadań i tv dla mnie żadnym wyznacznikiem. Każdy kto w jakikolwiek sposób promuje ten ustrój jest dla mnie pojebem dla którego nie mam krzty szacunku.

A teraz do rzeczy. Już 2 stycznia o godzinie 13.45 wielkie i oczekiwane Old Firm Derby. Ktoś się wybiera pooglądać porażkę biało zielonych? Póki co The Gers mają trzy punkty przewagi. Dziś remis z Inverness na wyjeździe 1-1. Celtic nie zagrał z powodu śniegu.