czwartek, 31 maja 2012

WALKA!!!

Zwykły ligowy wyjazd. Kolejne odwiedziny miasta X w ostatnich paru latach. Od dawna wiadome było że ochrona lubi tam robić problemy, ale generalnie tylko na wejściu. Potem odsuwają się w cień i już można bez zbędnego ciężaru kibicować.
Niestety ten weekend dla mnie nie był typowym ligowym meczem. To był jak się potem okazało policyjny pokaz siły na wszystkich stadionach. Bo to właśnie tego dnia Adam Rapacki tak ochoczo namawiał komendantów wojewódzkich do rozdawania zakazów. No ale do rzeczy. Mecz jak mecz, na boisku nuda, doping w pierwszej połowie nie powala na kolana. Coś trzeba z tym zrobić. Druga połowa i wraz z megafonem ląduje na płocie, od razu łatwiej ogarnąć śpiewanie i teraz wreszcie jest OK. Niestety sielanka nie trwa długo i po kilku minutach jeden z naszych ultrasów daje mi cynka że ochrona zaczyna kminić jakby mnie z tego płotu zgarnąć. Trzeba było zejść.
Mecz się kończy i jak na dłoni widać że będzie polowanie na prowadzących doping. Ktoś pożycza bluzę, ktoś czapkę i jakoś udaje się wyjść ze stadionu. To jednak jeszcze nie koniec polowania. Psy zgarniają drugiego prowadzącego, na szczęście dostaje tylko mandat za bluzganie, ale wciąż poszukują mnie. Zgarniają kogoś innego i wywożą na komendę. Jednak szybko się zorientowali ze powinęli nie tego co trzeba. W końcu ruszamy z powrotem do naszego miasta. Wydawało się że sprawa zakończona. Następnego dnia jednak wizyta tych co zawsze w domu. Chcieli mnie powinąć do siebie ale jako że mnie nie było to zostawili do siebie zaproszenie.
Wizyta na komendzie standard, szybkie przedstawienie monitoringu i propozycja dobrowolnego poddania się karze, dwa tysiące. Sporo kasy sobie myślę, no ale z drugiej strony mógł być zakaz więc nie jest tak najgorzej. Zgodziłem się (oj głupi ja głupi). Kolejne kolejki ligowe mijały, nadal spokojnie sobie jeździłem na mecze, sezon dobiegł końca aż w końcu przyszedł wyrok. W sumie otwierałem koperte wiedząc co tam zobaczę. I tu moje zdziwienie, wkurwienie, nie wiem jak to nazwać. Bo owszem grzywna jest ale do tego jeszcze drobnym druczkiem napisane " zakaz wstępu...". Trochę się załamałem. Miałem ochotę tym wszystkim jebnąć, ale kilkunastoletnia miłość do klubu okazała się większa.
WALKA.
Szybko udało się ogarnąć znajomego adwokata. Od samego początku było pewne że łatwo walczyć nie będzie, ale to nie miało większego znaczenia. W końcu zaraz zaczynał się nowy sezon. Odwołanie napisane i czekaliśmy tylko na rozprawę. W drodze do miasta X, adwokat mi mówi że już wstępnie gadał z sędzią i raczej damy radę. Sama rozprawa to może z pół godzinki. Darujemy sobie kolejny raz oglądanie nagrań z monitoringu. Zapraszają nas na ogłoszenie wyroku. No to teraz będzie wszystko jasne. Sędzia czyta i czyta, uzasadnia ale w końcu zdejmuje mi ten cholerny zakaz. Co prawda grzywnę zostawił tak jak było, bo jak uzasadniał ilość bluzgów którą musiał wysłuchać z nagrań go denerwowała ale sprawa dla mnie wygrana. Przecież o to właśnie walczyłem.
Pewnie wielu z was powie sobie, co on może wiedzieć o zakazie skoro nie musiał się meldować na psiarni. Otóż drodzy koledzy, zakazy stadionowe to nie taka nowość i kilka meczy w moim życiu musiałem spędzić przymusowo na komendzie zamiast na stadionie. Ale to już opowieść na kolejny raz.
Z kibicowskim pozdrowieniem S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz